Jestem. Tak myślę. A skoro myślę... To jestem.. Chyba. No nieważne.
Wiosna, wiosna, małe liseły się cieszą~
Wiosna to ulubiona pora roku lisełów. Biała Pani przegrywa w walce z Pachnącą Zielenią. Wszechobecna Zimna Biel wycofuje się w popłochu przed Ciepłym Światłem, wyzwalając z niewoli małe, wątłe, listki. Żyzna ziemia wyswobadza się, Biała Pani już nie może narzucić jej swojej woli. Małe, ruchliwe, czarne i mokre noski młodych lisków wysuwają się, niepewnie na początku, później z wielkim zainteresowaniem, z norki. Tłoczą się małe kuleczki porośnięte rudym futerkiem... Albo raczej pierzem, bo ciężko to nazwać już futrem. Jeden - największy z całego rodzeństwa, próbując dać pokaz swej wielkiej odwagi, wysunął z bezpiecznej matczynej nory łapkę i dotknął nią niepewnie zimnej ziemi. Jedna łapka, druga. Czołgając się na brzuchu wysunęło się po chwili i ciałko, ciągnąc za sobą puszyście rudą kitę. Małe, wilgotne ślepka otworzyły się szerzej.
Co to za wielki świat? Co to za wielki świat? Gdzie tu są ściany? Nie ma. Zwierzątko drży. Zimno. Zimno. Biała Pani jeszcze nie odeszła, wciąż gdzieś tu jest. Lisek czuł ją w wilgotnej ziemi, w nawoływaniach wilgi i w wietrze, przeczesującym jego rzadkie futerko. Jednakże mała kuleczka nie bała się Białej Pani. Wiedziała, że jest za słaba, by zrobić mu krzywdę, a wiedza ta dodała jej otuchy i pokonała strach, który dotychczas pętał łapki młodego zwierzęcia. Młode ruszyło powoli i chwiejnie, ostrożnie, słuchając i węsząc. Pochłaniając ślepkami otaczający go świat. Czymże jest ta zielona mgła na krzewach? czymże są te gałęzie wystające z ziemi? To liście? Korzenie? To, o czym Mama Lis tyle opowiadała?
Małe zwierzątko potykając się badało nową przestrzeń. Rodzeństwo piszczało, ni to ze zdziwienia, ni to z podziwu, ni to z przestrachu. Ruchliwe uszka zwierzątka wyłapują wśród tych pisków nawoływania, jednakże lisek ignoruje to. Nowy Świat jest ważniejszy. Stworzonko idzie coraz dalej. Woń świeżej ziemi, deszczu, pędraków, pąków, liści, futra, kwiatów i... I... Nie wiedziało czego jeszcze. Zapachy kuszą, wprawiają małego liska w dziwną euforię. Wiosna! To naprawdę ona! I o niej Mama Lis dużo opowiadała. Jednak nawet w najśmielszych snach zwierzątko nie wyobrażało sobie czegoś tak wspaniałego. Ale nagle! Co to?! Zagrożenie! Obce zwierze! Zło! Niebezpieczeństwo! Lisiątko wpada w panikę, chce uciekać, chce, ale gdzie? Gdzie? Wielki czarny wilk wychodzi spomiędzy krzewów. Mięśnie ma napięte, drgają przy każdym jego ruchu, rozjarzone furią oczy wlepione są wprost w małe zwierzątko. Wyszczerzył się, zupełnie tak, jakby chciał się pochwalić garniturem białych zębisk. Nagle stworzonku pociemniało przed oczami. Świat zawirował. Lisek nie zarejestrował, co było potem. Dopiero obudził się z szoku w norce. Norce Mamy Lis. Mamy, która swym ciepłym języczkiem układała mu właśnie futerko na łebku. Ciepło. Spokój. Lisałek przymknął oczy. To dobre zakończenie dla dnia zapełnionego tyloma przygodami. Chyba trzeba jednak poczekać jeszcze tu na przybycie Zielonej Pani.
~Verrena