Obudziłam się, jednak nie otwierałam oczu. Głowa bolała mnie i czułam się słabo, nie miałam ochoty wstawać. Nagle usłyszałam gwałtowny huk. Nie wiedziałam, skąd dochodzi, ani co było jego źródłem. Otworzyłam oczy wystraszona i aż zaparło mi dech w piersi.
tylko nudziarze nie mają marzeń
poniedziałek, 7 marca 2016
poniedziałek, 1 lutego 2016
A ja się pochwalę
Dzień dobry. A ja się dziś pochwalę. Bo czemu nie.
Kilka dni temu narysowałam jeszcze raz mój stary obrazek z 2015 roku, aby zobaczyć jak bardzo się poprawiłam. Wyszło to tak:
Kilka dni temu narysowałam jeszcze raz mój stary obrazek z 2015 roku, aby zobaczyć jak bardzo się poprawiłam. Wyszło to tak:
osobiście jestem zadowolona, jest postęp, po prawej stronie obrazek z 2015, po lewej z 2016. Postęp jest? Chyba jest :D
poniedziałek, 11 stycznia 2016
"Ethera" - cz. 3
Oparł się znudzony o ścianę. Ciemne pomieszczenie wypełniał jedynie dźwięk stukania w klawiaturę komputera, a jedynym źródłem światła był tu jego monitor.
Czekał cierpliwie aż osoba odwrócona do niego plecami, siedząca na obrotowym krześle skończy pracę.
poniedziałek, 4 stycznia 2016
"Ethera" - cz. 2
Wylegiwał się na plamce zachodzącego słońca. Był właśnie ciepły, letni wieczór. Niebo powoli spowijał mrok nocy, jednak na razie panował wieczór. I Kot bardzo się cieszył z tego powodu.
Mógł sobie w spokoju, mrużąc oczy spokojnie rozmyślać.
poniedziałek, 14 grudnia 2015
"Ethera" - cz. 1
Nie pamiętam, kiedy doszło do pierwszego spotkania, jednak nie było to aż tak dawno. Nie pamiętam również z tego zbyt wiele, jednak postaram się Wam opowiedzieć jak najwięcej.
poniedziałek, 16 listopada 2015
Filozofie futerkiem porośnięte, wielkimi oczętami z ciekawością spoglądające na świat przez szkło różowych okularów
Zamknij oczy i na czterech łapach pobiegnij przez trawy łąk zielonych. Galopuj pod wiatr wypełniając swe płuca czystym powietrzem, wolnym od zanieczyszczeń, spalin i dymów fabryk. Wciągaj w nozdrza łapczywie korzenny zapach ziemi świeżo zroszonej deszczem. I nie zatrzymuj się, nie czuj zmęczenia, głodu, pragnienia. Goń własny cień z radością próbując złapać słońce umykające przed Tobą. A gdy schowa się za linią horyzontu, nie zatrzymuj się. Rozpostrzyj skrzydła pierzem porośnięte i wzbij się niczym mewa w powietrze. I szybuj, spoglądając oczami które już widziały wszystko na ziemię pod Tobą. Na trawy uginające się pod siłą wiatru, świszczącego ponuro i niechętnie, sennie. Na pogrążony we śnie świat. Na spokój i pokój panujący wszędy. Gdzieś w oddali słyszysz rozdzierający głos zwierzęcia, kojota najprawdopodobniej, na łowy nocne wyruszającego.
Na ten dźwięk w Twej piersi, w której łomocze szybko małe serduszko wzbiera zew. Odległe wołanie Twych dzikich przodków z głębin Twego ducha. Bulgocze i wrze w Tobie i walczy by wydostać się na zewnątrz. I nagle tracisz skrzydła. Upadasz spowrotem na cztery łapy. Nie mogąc wytrzymać gotującego się w Tobie dzikiego wołania, zadzierasz łeb i krzyczysz. Z Twojej klatki piersiowej wyrywa się wycie, jednak tak naprawdę jest to krzyk wszystkich tych, którzy byli przed Tobą, a którzy żyją teraz jedynie w głębi Twego ducha. A gdy kończysz stając wyprostowanym z szpiczastymi uszami postawionymi na sztorc nasłuchując, z głębokiej odchłani ciemnej nocy wydobywają się kolejne odpowiedzi przyjaciół i pobratymców ze stada. Tych na których zawsze możesz liczyć. Tych którym powierzyć możesz swój sekret, a Ci nigdy Cię nie zdradzą. Ci, którzy nie będą Cię oceniać.
A teraz otwórz oczy.
Nigdzie już nie ma pogrążonych we śnie łąk. W uszach obdarzonych nadczułym zmysłem słuchu już nie dudni odległe wycie twej rodziny, a zamiast tego przyjemnego nawoływania ogłusza Cię niewyobrażalny hałas. A i nadczułego zmysłu słuchu już nie ma. Powietrze, znów duszne wypełnia Twe płuca przyprowadzając cię o ciężki kaszel i zawroty głowy. Podnosisz wzrok, tylko po to by zostać oślepionym przez całą masę reklam, billboardów i monitorów. Stoisz nie na czterech, lecz na dwóch nogach po środku brudnego, szaroburego miasta. Przechodnie mijają Cię nawet nie zwrócąc na Ciebie uwagi. Stoisz tak samotnie, w rękach mając tylko wspomnienie rodzinnej atmosfery watahy, z niedowierzaniem przyglądając się piętrzącym się przed Tobą, wieżowcom, rozdzierającym swymi ostrymi czubkami niebo. I siatkom, pustym opakowaniom, papierom, kawałkom jedzenia i innym brudom leżącym wszędzie gdzie popadnie. I stężałym twarzom ludzi którzy Cię mijają, na których nie ma miejsca na beztroską radość.
Gdzie się podziały pola? I radość? I szalona gonitwa za słońcem? Beztroska?
Gdzie?
Na ten dźwięk w Twej piersi, w której łomocze szybko małe serduszko wzbiera zew. Odległe wołanie Twych dzikich przodków z głębin Twego ducha. Bulgocze i wrze w Tobie i walczy by wydostać się na zewnątrz. I nagle tracisz skrzydła. Upadasz spowrotem na cztery łapy. Nie mogąc wytrzymać gotującego się w Tobie dzikiego wołania, zadzierasz łeb i krzyczysz. Z Twojej klatki piersiowej wyrywa się wycie, jednak tak naprawdę jest to krzyk wszystkich tych, którzy byli przed Tobą, a którzy żyją teraz jedynie w głębi Twego ducha. A gdy kończysz stając wyprostowanym z szpiczastymi uszami postawionymi na sztorc nasłuchując, z głębokiej odchłani ciemnej nocy wydobywają się kolejne odpowiedzi przyjaciół i pobratymców ze stada. Tych na których zawsze możesz liczyć. Tych którym powierzyć możesz swój sekret, a Ci nigdy Cię nie zdradzą. Ci, którzy nie będą Cię oceniać.
A teraz otwórz oczy.
Nigdzie już nie ma pogrążonych we śnie łąk. W uszach obdarzonych nadczułym zmysłem słuchu już nie dudni odległe wycie twej rodziny, a zamiast tego przyjemnego nawoływania ogłusza Cię niewyobrażalny hałas. A i nadczułego zmysłu słuchu już nie ma. Powietrze, znów duszne wypełnia Twe płuca przyprowadzając cię o ciężki kaszel i zawroty głowy. Podnosisz wzrok, tylko po to by zostać oślepionym przez całą masę reklam, billboardów i monitorów. Stoisz nie na czterech, lecz na dwóch nogach po środku brudnego, szaroburego miasta. Przechodnie mijają Cię nawet nie zwrócąc na Ciebie uwagi. Stoisz tak samotnie, w rękach mając tylko wspomnienie rodzinnej atmosfery watahy, z niedowierzaniem przyglądając się piętrzącym się przed Tobą, wieżowcom, rozdzierającym swymi ostrymi czubkami niebo. I siatkom, pustym opakowaniom, papierom, kawałkom jedzenia i innym brudom leżącym wszędzie gdzie popadnie. I stężałym twarzom ludzi którzy Cię mijają, na których nie ma miejsca na beztroską radość.
Gdzie się podziały pola? I radość? I szalona gonitwa za słońcem? Beztroska?
Gdzie?
poniedziałek, 2 listopada 2015
Moje małe stadko
Dzień dobry. Jakiś czas temu, pisałam post o moich zwierzątkach. Niestety, a może stety, od tego czasu skład moich zwierzoków się zmienił.
No więc jest nadal Biała:
jest nadal Vincent:
ale o nich już pisałam w poście, który możecie przeczytać tutaj *KLIK*
tam jednak występuje mój kotek, Czarnuś, jednak jego już nie ma, w te wakacje zdarzył się wypadek, no i generalnie szkoda. Znicz dla Czarnulka [*]
Jednak od przed wczoraj w moim stadku pojawiła się nowa mordka :D
Został wyrzucony z samochodu, przygarnęliśmy go w Halloween i teraz jest moim piesiem :D
To jest takie małe, chodzące ADHD.
Ma na imię Sylvester, w skrócie Sylvek. Reaguje na imię, nauczyłam go komendy "siad" oraz uczę go "dawaj dawaj" (wtedy leci ile sił w łapkach do przodu).
Kocha pluszaki i ciągle szarpie moją maskotkę lisa albo kłębki wełny mamy.
Moja znajoma namawia mnie, bym dołączyła z nim do drużyny FlyBall'owej (LINK ODSYŁAJĄCY DO MATERIAŁU CZYM JEST FLYBALL, BO MI SIĘ NIE CHCE TŁUMACZYĆ)
Oczywiście koty bardzo przeżywają to, że mamy Sylvka, ale muszą się przyzwyczaić. Ja już do niego pałam wielką miłością i on jest bardzo przyjaznym piesiem i w ogóle radość wielka.
Papapapa - Verrena
No więc jest nadal Biała:
jest nadal Vincent:
ale o nich już pisałam w poście, który możecie przeczytać tutaj *KLIK*
tam jednak występuje mój kotek, Czarnuś, jednak jego już nie ma, w te wakacje zdarzył się wypadek, no i generalnie szkoda. Znicz dla Czarnulka [*]
Jednak od przed wczoraj w moim stadku pojawiła się nowa mordka :D
Został wyrzucony z samochodu, przygarnęliśmy go w Halloween i teraz jest moim piesiem :D
To jest takie małe, chodzące ADHD.
Ma na imię Sylvester, w skrócie Sylvek. Reaguje na imię, nauczyłam go komendy "siad" oraz uczę go "dawaj dawaj" (wtedy leci ile sił w łapkach do przodu).
Kocha pluszaki i ciągle szarpie moją maskotkę lisa albo kłębki wełny mamy.
Moja znajoma namawia mnie, bym dołączyła z nim do drużyny FlyBall'owej (LINK ODSYŁAJĄCY DO MATERIAŁU CZYM JEST FLYBALL, BO MI SIĘ NIE CHCE TŁUMACZYĆ)
Oczywiście koty bardzo przeżywają to, że mamy Sylvka, ale muszą się przyzwyczaić. Ja już do niego pałam wielką miłością i on jest bardzo przyjaznym piesiem i w ogóle radość wielka.
Papapapa - Verrena
Subskrybuj:
Posty (Atom)